Tytuł: Pomnik Cesarzowej Achai
Autor: Andrzej Ziemiański
Tom: 1
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 03. 30. 2012 r.
Ilość stron: 684
Moja ocena: 4/6
Achaja jest cyklem znanym praktycznie każdemu fanowi rodzimej fantastyki: nawet, jeśli ktoś Ziemiańskiego nie czytał, to przynajmniej słyszał o przygodach pewnej walecznej księżniczki, które od dziesięciu lat jednych zachwycają, a drugich odrzucają. Osiem lat od wydania ostatniego tomu Achai Andrzej Ziemiański w końcu zaspokoił ciekawość swoich czytelników i powrócił do dobrze znanego nam cesarstwa. Powrót ten odbył się z wielką pompą, zwłaszcza, że początkowo Pomnik Cesarzowej Achai miał być tylko opowiadaniem, jednak historia nieco się rozrosła, dzięki czemu mamy możliwość wędrówki przez niecałe 700 stron intryg, walk i tajemnic.
<!--more-->
Gdy w moje ręce trafiła w końcu nowa książka Ziemiańskiego, kompletnie nie wiedziałam, czego spodziewać się po powrocie do uniwersum, o którym opowieść została zakończona lakonicznym podsumowaniem losów Achai i tajemniczo brzmiącym zdaniem: Ale nie jest to koniec historii jej życia. W głowie rodzi się zatem pytanie: cóż nowego wymyślił Ziemiański i jak to się będzie miało do tych kilku przebłysków, w których przybliżał nam nienapisaną jeszcze historię. Nie spodziewajcie się jednak całkowitego wyjaśnienia zagadek przemyconych na kartach Achai. Pomnik Cesarzowej Achai to pierwszy tom nowej trylogii i raczej spotkamy się z nowymi tajemnicami niż odpowiedziami na zadane 8-10 lat temu pytania.
Akcja Pomnika… toczy się dwutorowo, przedstawiając na zmianę losy dwóch młodych kobiet żyjących dobre tysiąc lat później niż Achaja. Pierwsza to Shen: rekrut cesarskiej armii, ze wszystkich sił starająca się znaleźć swoje miejsce w żołnierskiej machinie. Podobnie jak kiedyś Achaja, tak i teraz młoda dziewczyna musi odnaleźć się w całkowicie nowej sytuacji, zdecydowanie odbiegającej od ogólnych wyobrażeń, jakie towarzyszą armii. Początkowo naiwna i przerażona, za sprawą wrodzonej inteligencji zaczyna radzić sobie coraz lepiej i z powodzeniem zachowuje życie mimo dość krwawych, jak to u Ziemiańskiego, potyczek. Drugą bohaterką jest młoda czarownica, która ze względu na spotkanie z pewnym znanym nam czarownikiem wysłana zostaje na z pozoru prostą misję. Wszystko komplikuje się, gdy na horyzoncie pojawiają się Cisi Bracia, a Kai zostaje rzucona w wir wydarzeń, przepowiedzianych już dawno: wiadomym jest przecież, że Cisi Bracia powinni stanąć do walki z Ziemcami, lecz na kartach Pomnika… przybysze zza Gór Pierścieniowych bardziej zdają się być najeźdźcami niż sojusznikami. Jak dwie niedoświadczone dziewczyny poradzą sobie z nowymi dla nich sytuacjami i co jest prawdziwym powodem przybycia Cichych Braci? Andrzej Ziemiański odpowiada na te pytania fragmentarycznie, umiejętnie zaszczepiając w czytelniku chęć zapoznania się z kolejnym tomem.
Podczas lektury Pomnika Cesarzowej Achai nie sposób powstrzymać się przed porównaniami z pierwszą trylogią autora: obie bohaterki zdają się łączyć w sobie cechy Achai, choć brakuje im jej krwiożerczości i fatalizmu. Świat i cesarstwo znacznie się zmieniły przez te tysiąc lat, jedynym, co pozostało niezmienione, to fakt, że młode kobiety traktowane są jako typowe mięso armatnie i gdyby nie stosowane przez Ziemiańskiego raz mniej, raz bardziej nachalne, deus ex machina, niejednokrotnie ratujące z opresji bohaterów, dość szybko musielibyśmy pożegnać się z bohaterkami. I to jest najbardziej rażący element w tej książce: cokolwiek by się nie działo, już po kilkudziesięciu stronach wiemy, że prędzej czy później sytuacja wyklaruje się na tyle, by nasze bohaterki mogły kontynuować swoją przygodę. Dodatkowo w Pomniku… owe „ułatwienia” są bliźniaczo podobne do tych, do których autor przyzwyczaił nas w swojej pierwszej trylogii. Oczywistym jest, że nie zabija się głównych bohaterów w połowie pierwszego tomu trylogii, lecz z drugiej strony taka nietykalność protagonistek odbiera wiele z realności przedstawianych wydarzeń.
Jednym, czego nie można odmówić Andrzejowi Ziemiańskiemu, jest jego pomysłowość: podczas lektury wyraźnie widać, że autor, podobnie do Achajowej trylogii, tak i tym razem założył sobie konkretne cele i konsekwentnie będzie do nich prowadził, nawet jeśli będzie się to wiązało z naiwnymi chwilami rozwiązaniami. Nowinki i nawiązania do poprzedniej trylogii pojawiają się wtedy, gdy wymaga tego fabuła, a wątki potraktowane ogólnikowo w poprzednich książkach zaczynają być w końcu choć częściowo wyjaśniane. Pomnik Cesarzowej Achai jest książką, którą czyta się szybko i bez większych zgrzytów, ale tylko w wypadku, gdy nastawimy się na niezobowiązującą rozrywkę. Niektóre poruszane przez autora zagadnienia w założeniu powinny skłaniać ku jakiejś refleksji, jednak podane są one w taki sposób, że raczej przytakujemy pod nosem wyciąganym wnioskom, często z towarzyszącym owemu przytaknięciu uśmiechowi typu „taki to już ten nasz świat”.
Pomimo kilku irytujących zabiegów Ziemiańskiego lektura Pomnika… może być przyjemna, i z pewnością skłania do sięgnięcia po drugi tom, choćby po to, by przekonać się, w jaki sposób autor rozwinie opowieść i czy uda mu się zaskoczyć czymś czytelnika. Osobiście najbardziej wyczekuję spotkania z Ziemcami, gdyż w żaden sposób nie potrafię sobie wyobrazić tego, kim oni naprawdę są i jaką rolę w potyczkach z nimi odegrają Cisi Bracia. Mam też nadzieję, że w odróżnieniu od trylogii Achai tym razem kolejne tomy nie będą krótsze od tomów poprzednich, a także wyczekuję spełnienia choć jednego z błysków Mereditha, które w znacznym stopniu zadecydowały o tym, że sięgnęłam po Pomnik Cesarzowej Achai.