Kroniki Nomady

Fantastyka to nie tylko naiwe bajeczki. To też poważne, zakrawające na filozofię rozmyślania. I to chcę wam pokazać: bo fantastyka to gimnastyka dla naszej wyobraźni i naszego rozumu.

znalezione w otchłaniach bloga vol.2, czyli "Człowiek z wysokiego zamku"

Człowiek z Wysokiego Zamku - Lech Jęczmyk, Philip K. Dick
Tytuł: Człowiek z Wysokiego Zamku
Autor: Philip K. Dick
Wydawnictwo: Rebis
Data wydania: 03. 08. 2011r
Ilość stron: 336
Moja ocena: 6/6

 

Od jakiegoś czasu, dzięki wznowieniu przez wydawnictwo Rebis powieści Dicka, autor ten na powrót stał się modny. Dicka się kupuje, Dicka się czyta i Dicka się recenzuje. Okładki nowych wydań, z grafikami Wojtka Siudmaka, kuszą i rozbudzają wyobraźnię, obiecując niezapomniane przeżycia podczas lektury (u mnie okładka nieco starsza, ale taką akurat dorwałam w bibliotece). Świetny chwyt marketingowy, dzięki któremu niejeden nowicjusz skusi się i zakupi tak rozreklamowaną i wychwalaną pozycję. Na mnie jednak "chwyt" nie podziałał, bo i podziałać nie musiał.

 

Swoją przygodę z autorem Człowieka z Wysokiego Zamku zaczęłam przypadkowo kilka lat temu, od filmu Screamers. Film jako taki mnie nie zachwycił, ale gdy zaproponowano mi przeczytanie opowiadania, na podstawie którego został nakręcony, sięgnęłam po nie niemal bez wahania . I tak się zaczęło. Dość długo trwało, nim przebrnęłam przez pierwszy tomik opowiadań — SF było dla mnie wtedy nowo odkrytym kontynentem, po którym poruszałam się ostrożnie i z dużą dozą niepewności. Niejednokrotnie wściekałam się sama na siebie, gdy najzwyczajniej w świecie nie rozumiałam, o czym pisze autor, ale brnęłam dalej. Po jakimś czasie przeczytałam Blade Runnera, następnie kilka opowiadań, i o Dicku zapomniałam. Aż nadszedł ten czas, kiedy to Dick wrócił do łask, a we mnie rósł głód jego twórczości. Takim oto sposobem podczas wizyty w bibliotece zaopatrzyłam się w Człowieka z Wysokiego Zamku. Bałam się tej książki. Po przeczytaniu kilku recenzji i artykułów wiedziałam, że to pozycja inna niż wszystko to, co do tej pory czytałam.

 

Człowiek… to znakomity przykład historii alternatywnej, w której jeden fakt zmienia obraz całego świata. U Dicka wygląda to następująco: Niemcy, Włochy i Japonia wygrywają drugą wojnę światową, a Stany Zjednoczone z okupanta przeistaczają się w kraj okupowany. Jednak to nie polityka ani jej konsekwencje stanowią trzon opowieści. Jak to u Philipa zwykle bywa, ważni są zwykli ludzie oraz to, w jaki sposób radzą sobie oni z otaczającą ich rzeczywistością. Przy ocenie świata, w jakim przyszło im żyć posiłkują się dwiema niezwykłymi książkami. Pierwsza to I-Cing, zwana również Księgą Przemian (księga prawdziwa i istniejąca również w naszym świecie). Jej głównym zadaniem jest wróżenie i pomoc przy podejmowaniu mniej lub bardziej ważnych decyzji. Dzieło to ma też duży wpływ na drugą, równie ważną w tej historii książkę — Utyje Szarańcza. Pozycja ta, to z kolei alternatywna historia wojny i jej zakończenia — nie tylko dla nas, ale i dla bohaterów Człowieka z Wysokiego Zamku. Dodam jeszcze, że u Dicka pojawia się jeszcze "nasza" rzeczywistość, co daje nam trzy wersje świata drugiej połowy XX wieku.

 

Lektura tej książki nie okazała się tak trudną, jak się obawiałam. Owszem, musiałam uważać, by nie pogubić wątków, jednak samo zapętlenie trzech różnych rzeczywistości nie tylko nie sprawiło mi większej trudności, ale również zapewniło temat do rozmyślań nad tym, jak prawdziwe jest wszystko to, co nas otacza. Zapewne niejedno z was choć raz zadało sobie pytanie „co by było, gdyby…”. Dick daje nam odpowiedź, ale uświadamia nam, że to tylko jeden z wariantów. Historia ma to do siebie, że składa się z wielu, często nieistotnych, szczegółów. Szczegóły te jednak w skali światowej mają wielkie znacznie, i modyfikacja nawet jednej zmiennej może sprawić, że rzeczywistość obróci się o dziewięćdziesiąt stopni.

 

Philip K. Dick po raz kolejny oczarował mnie swoją książką i skłonił do chwili refleksji nad ludzkim przeznaczeniem, nad zdolnościami adaptacyjnymi człowieka, który znajduje się w sytuacji nietypowej, nad podążaniem za marzeniami, i w końcu nad tym, jaki wielkie znaczenie w kształtowaniu nas i naszej rzeczywistości mają błahe z pozoru zdarzenia. Autor Człowieka z Wysokiego Zamku zadaje nam również pytanie odnośnie tego, jak prawdziwy jest nasz świat. Może to po prostu wizja tajemniczej księgi, a prawda leży gdzieś po drugiej stronie lustra?

 

Choć Człowiek z Wysokiego Zamku czystej SF ma w sobie niewiele, to jednak jest książką świetną i godną polecenia. Jeśli lubicie historię, nie czytaliście Dicka, termin Science Fiction nieco was przeraża, a mimo to chcielibyście zacząć przygodę z tym autorem, to polecam wam tą właśnie pozycję. A jeśli Dicka znacie, a jakimś cudem Człowieka... nie czytaliście, to czym prędzej nadróbcie zaległości.

 

recenzja opublikowana półtora roku temu. Aż dziwnie czytać, dziś napisałabym to trochę inaczej, ale i tak jestem zadowolona :)