21 września 2013 roku, tuż po godzinie dziewiątej zawitałam do Katowic w celu odwiedzenia tegorocznych Targów Książki. Na szczęście w Spodku byłam już raz, wiem jak tam trafić, a raczej: mam blade pojęcie w którą stronę się kierować. Szczątkowa znajomość Katowic nie uchroniła mnie oczywiście przed małym pomyleniem drogi i koniecznością nadkładania drogi, ale wiecie: ja tam ślepa jestem i nie zauważyłam wszystkich tych bannerów reklamujących maluczkich o Targach i kierujących nieświadomych niczego Ślązaków na to modne podobno wydarzenie.
Reklama Targów aż bije po oczach, prawda?...
<!--more-->
Nic to, niezrażona początkowym niepowodzeniem, niemożebnie niewyspana i spragniona kawy (dwie wypite przed wyjazdem z Chorzowa się nie liczą) byłam już tuż przy Spodku, gdy nagle stanęłam jak wryta. Mimo zapewnień dawanych Dadzie wszystko wskazywało na to, że jednak zwiną nam ten dach:
Dachu szczęśliwie nie zwinęli, a ja, minąwszy pierwszą grupkę znajomych blogerów zaczęłam swą sobotnią przygodę. Na początek rejestracja jako gość, identyfikator i garść kompletnie niepotrzebnych gadżetów:
Szczegółowe zapoznanie się z ofertą wydawnictw zajęło mi jakieś dwadzieścia minut, powzdychałam trochę do kolekcji Lema na stanowisku Agory i wróciłam do wejścia, by czatować na kogoś znajomego. Od razu rzuciła mi się w oczy grupka ŚBKowców, a chwilę później do Spodka wkroczyła grupa krakowska, z której to porwałam Fenrira i już razem z nim udaliśmy się na łowy.
Pierwszy łup zdobył oczywiście Fenrir, który podczas rozdawania E-buki dorwał Romka Pawlaka i tak się chłopacy zagadali, że przegapiłam ogłoszenie wyników ^^
Mając pod ręką rozpisany szczegółowy plan dnia udaliśmy się na spotkanie z Marcinem Przybyłkiem, pierwszą z atrakcji, jakie zapewnił nam Śląski Klub Fantastyki. Spotkanie było bardzo sympatyczne, Marcin Przybyłek okazał się człowiekiem o dużym poczuciu humoru i specyficznym podejściem praktycznie do wszystkiego (łącznie z pisaną przez niego literaturą), a ja wydębiłam od niego prześliczny, pierwszy tej soboty autograf:
Ale to nie wszystko! Pod koniec spotkania rozdawane były tomy opowiadań promujących Śląski Klub Fantastyki, a ja oczywiście nie mogłam się powstrzymać, i jeden sobie przywłaszczyłam.
Dobrze zrobiłam, zwłaszcza, że tuż po Przybyłku, w tej samej sali, pojawiła się Ania Kańtoch.
Z tą panią miałam przyjemność mieć styczność już w zeszłym roku, kiedy to zdobyłam autograf na "Czarnym". Dzisiaj Ania podpisała mi się na "Ścieżkach wyobraźni", gdzie zamieszczono fragment jej najnowszej powieści:
Ale to nie wszystko! I tutaj udało mi się zdobyć małego "gratisa", w postaci zbiorku dzieł nominowanych do tegorocznego Zajdla. Książek do zdobycia było sztuk dwie, i zgadnijcie kto został szczęśliwym posiadaczem drugiego egzemplarza? ^^
Ta niespodzianka również doczekała się autografu: tuż po Ani, w tej samej sali odbywało się spotkanie z Robertem Wegnerem. Wraz z Fenrirem zrezygnowaliśmy z niego, bo nasze żołądki domagały się jakiejś fizycznej strawy, ale wpierw Wielki wymęczył Wegnera o miliona autografów i aż głupio było mi prosić tylko o ten jeden:
Po napełnieniu żołądków i uświadomieniu sobie, że kryzys dotyka nawet knajpy położone w centrum Katowic wróciliśmy do Spodka na panele organizowane przez Śląskich Blogerów Książkowych. Nie obyło się bez komplikacji: wcześniejsze szkolenie zabrało nam piętnaście minut, kolejne pięć problemy z podłączeniem komputera do rzutnika, ale jakoś wyruszyliśmy. Pierwszy panel dotyczył blogowania jako całości, niuansów między opinią a recenzją, roli uważnych czytelników w naszej twórczości itp.
Od razu po pierwszym, skróconym panelu odbył się panel drugi, skupiający się na roli współpracy blogerów z wydawnictwami. Emocje sięgnęły zenitu, przyszły jakieś panie (których nie znałam, ale przyznałam się do tego bez bica), Jakub uciekł i zostałam rzucona na pożarcie rekinom ^^ Mikrofon nadal nie działał, przedstawicielce wydawnictwa, na jakim mi najbardziej zależało nie udało się dotrzeć na czas, ale ponoć dołączyła do nas na widowni i uważnie śledziła przebieg dyskusji :) Kilka zdjęć:
Tutaj też czas skończył się nam zdecydowanie zbyt szybko, nie wszystko udało mi się przedstawić w taki sposób, jak to sobie zaplanowałam, ale nic straconego! Już niedługo zamieszczę tutaj wpis podsumowujący zarówno panel, jak i wypowiedzi przedstawicieli wydawnictw, którym nie udało się pojawić w Katowicach.
Po panelu szybki papieros i pęd pod scenę główną, gdzie za pół godziny miał się pojawić... Rafał Kosik :D Nim jednak pojawił się Rafał udało mi się przywitać i zamienić kilka słów z Kasią Kosik, Fenrir dopadł Jabłońskiego a ja czekałam i czekałam, aż się doczekałam ^^
W ramach wyjaśnienia: o tym, że jestem Kosikomanką wiedzą ci, którym zdarza się czytać moje recenzje. Prócz frajdy z literatury oboje Kosikowie wzbudzają we mnie bardzo ciepłe uczucia. Po prostu lubię mądrych ludzi :) Na autograf od Rafała polowałam już w zeszłym roku w Krakowie, ale przepchanie się przez tłumy nastolatek graniczyło z cudem, zatem sobie odpuściłam. W Katowicach byłam sprytniejsza, i z Fenrirem pojawiliśmy się w kawiarence jako pierwsi. To było dobre posunięcie, kolejka momentalnie przybrała ogromnych rozmiarów :) Wracając do autografów i samego faktu spojrzenia ulubionemu autorowi prosto w oczy: emocje niesamowite, wręcz nie do opisania. A jak dodacie do tego fakt, że ów wasz ulubiony autor kojarzy kim jesteście ^^ Magia, chwila której nie zapomnę i która chyba była najważniejsza w całym tym dniu. Możecie się śmiać, ale na tych autografach zależało mi najbardziej :)




Po spotkaniu z Kosikiem grupa Śląskich blogerów wybrała się na afterparty. Bardzo udane, mimo drakońskich cen :P Zdjęć z Afterparty nie wrzucę, bo nie mam na to pozwolenia, ale na blogach ŚBKowców spokojnie możecie sobie pooglądać te, na których nie ma mnie i jeszcze kogoś ;P
Do zdobyczy Targowych doliczyć jeszcze muszę prezent od Oisaja:
Gratis od Powergraphu w postaci opowiadania ze świata Felix Net i Nika:;
I prawdziwa gratka, okazyjnie kupiona od Fenrira:
Podsumowując: nie jestem idealnym odbiorcą Targów Książki, gdyż nie przybywam na nie w celu kupna książek. Nie chodzi mi też o nawiązywanie nowych współprac czy wyciąganie egzemplarzy recenzyjnych. Dla mnie zarówno rok temu, jak i teraz TK to przede wszystkim miejsce, w którym mogę spotkać ulubionych autorów, posłuchać jak opowiadają o wszystkim, zdobyć autograf czy jak to miało miejsce w przypadku Fenrira: zaproszenie na piwo :)
I dlatego, choć niby nie powinno mnie to obchodzić, rażą mnie powtórzone z zeszłego roku błędy organizatorów. Brak reklamy gdziekolwiek, nędzna płachta na Spodku nie ściągnie dziesiątków tysięcy odwiedzających.
Brak najważniejszych wydawców. I niekoniecznie chodzi mi o tych typowo fantastycznych, ale oczywiście to właśnie o nich mi chodzi. Wydaje mi się również, że w zeszłym roku stanowisk antykwarycznych było więcej... A to przecież mają być TARGI! Jak ludzie mają coś kupić, skoro nie mają od kogo?
Po trzecie: dachu co prawda nie zwijacie, ale i tak wymarzłam bardziej niż w swojej pracy. A to już osiągnięcie...
Jeśli tak dalej pójdzie, to nie wróżę świetlanej przyszłości Katowicom jako miastu targowemu. A szkoda, ŚKF na pewno zawsze coś by wymyślił, blogerzy już mają pomysły na przyszły rok...
Pożyjemy, zobaczymy.